Najnowszy projekt Sosnowskiej, zatytułowany 1:1, nie jest nostalgicznym powrotem do hołubionych w PRL-u rozwiązań architektonicznych, lecz pochodną refleksji na temat powojennych koncepcji architektonicznych analizowanych przez pryzmat lokalnej, wschodnioeuropejskiej, zaskakująco żywotnej, mutacji Ruchu Międzynarodowego. W okresie Polski Ludowej progres nierzadko ograniczał się do impulsywnej, nieprzemyślanej (często prowadzącej do absurdów) modernizacji. Wymóg „nowoczesności” w powojennej Polsce był narzucony odgórnie i sterowany serią zarządzeń. Aby osiągnąć zaplanowane wyniki budowano szybko i niedbale, według państwowych wytycznych projektowych. Codziennością mieszkańców wielkich osiedli stało się życie wśród mikroskopijnych łazienek i ślepych kuchni, krzywych ścian, tajemniczych wnęk, plątaniny rur prowadzących donikąd, falujących parkietów etc. Artystka postanowiła wykorzystać istotny element dawnej infrastruktury budowlanej (Fabryka Domów Mieszkalnych) do postawienia eksperymentalnej, pozbawionej ciężaru funkcjonalności rzeźby.
Obecnie budynki modernistyczne w Polsce, podobnie jak i w innych krajach Europy Środkowowschodniej, poddawane są modyfikacjom. We współczesnych realiach, wymuszonych przez prawa wolnego rynku, toporny czar architektonicznego „balastu” poprzednich dekad jest skrzętnie maskowany. Popularny stał się zabieg „opakowywania“ nieatrakcyjnych obiektów, nierzadko nowe fasady kryją szkielety wcześniejszych konstrukcji. Sporo istotnych powojennych realizacji architektonicznych w Polsce przeznaczono do rozbiórki, jak w przypadku pawilonu handlowego „Supersam“ w Warszawie (oddanego do użytku w 1962 roku), jednego z najważniejszych projektów z tamtego okresu. Niektóre silnie zindustrializowane regiony Polski, m.in. Górny Śląsk, przekształcają się dziś w cmentarzyska poprzemysłowych budowli, pozostając od lat 90. w stanie połowicznego rozpadu.
W ostatnim czasie Monika Sosnowska kilkakrotnie przekraczała, mniej lub bardziej sztucznie wytyczoną, granicę między sztuką współczesną a architekturą. Sama artystka mówi:
„Wydaje mi się, że to co robię znajduje się trochę w opozycji w stosunku do tego, czym jest architektura. Myślę również, że moja sztuka jest zupełnie inną dyscypliną, mimo że skupiam się na tym samym zagadnieniu co architektura: formowaniu przestrzeni. Podstawową cechą architektury jest jej utylitaryzm. Architektura porządkuje, wprowadza ład, odzwierciedla systemy polityczne i społeczne. Moje prace wprowadzają raczej chaos i niepewność”.
Niepewność wpisana jest również w jej najnowszy projekt. Dodatkowa struktura, która wyrasta w Pawilonie Polskim ma charakter niemal organiczny – „pasożytuje” na starszym o 70 lat budynku ekspozycyjnym. Instalację 1:1, podobnie jak inne prace Moniki Sosnowskiej z ostatnich lat, można potraktować jako nawiązanie do działań artystów z lat 70. (G. Matta-Clark, R. Smithson etc.) i kontynuację refleksji nad rozpadem i destrukcją, ale także jako krytykę instytucji sztuki poprzez radykalne interwencje w jej architektoniczną tkankę. Projekt ten służy wszak „wystawieniu” samego Pawilonu Polskiego – reprezentatywnego budynku z lat 30. XX wieku, który jako jeden z elementów pracy artystki „mocuje się” z inną, wyrastającą z jego wnętrza konstrukcją. Realizacja Sosnowskiej wpisuje się zarówno w kontekst lokalny, jak i w globalną dyskusję dotyczącą poszukiwań funkcjonalności, odejścia od stylizacji oraz prospołecznych zadań modernizmu. Mimo że bloki z wielkiej płyty Minoru Yamasaki runęły z hukiem 15 lipca 1972, to wydaje się, że modernistyczny sen, ten wieloaspektowy projekt społeczny, nie został wyśniony do końca.